Ja sam w ciszy ukorzenie siedzę w nocy i zapuszczam korzenie przez stronic złośliwych ostrością kantów ułożenie przez okno widząc swego architekta cierpienia spojrzenie przez czarne biuro sporadycznie doszukując się czy to już lśnienie Nie niezbyt poprawnie nie jawnie stracone chwile które kiedyś to wyobraźnią scalone teraz jak te kartki na dworzu całkiem spalone Która to godzina? Bodajże ostatnia Boże niechżby już skończyła się ta okropna matnia I znów szatnia doszukując się wspaniałości w obrazach żałości gdybym tylko zaczął liczyć żeber kości przynajmniej wody z ustawionego przez partnera mojego dystrybutora nie brakuje wody tutaj nigdy nie braknie zawsze jej pełno tylko smaku nie ma lecz utrzymuje mię w istnieniu tym bez światła szarym lśnieniu że przy dobrym wciąż ciśnieniu piszę prace niczym włazu dekompresja zaczyna się nowa sesja od liczby palców pracownika inteligentnego w ciągu ciągu liczb boskiego na nią wszyscy liczą i wszyscy się cieszą że wreszcie mogą powiedzieć jak to z jedynki się cieszą i wleką rozwlekają to szczególnie gdy słychać jest jak psy szczekają jak żaby kumkają za ścianą bardzo grubą ciepłą ścianą a ja... ze skoroszytu skoro usta zaszyta są szwami wyciągam prace może w ciszy przyjdzie ukojenie kiedy w nocy siedząc odbuduje korzenie przy stronic zazdrośnic kantów ostrości ułożenie przy oknie brudne talerze stoją zasłaniając spojrzenie przy czarnym biurze czekam na białe olśnienie
- Komentarze
- Nikt nic nie powiedział. Jeszcze...